Pewnego razu w pewnej firmie

Dawno, dawno temu, w odległej krainie, była firma. A w tej firmie był Król, a wraz z Królem jego niezwykle łasi na prowizję handlowcy. Wielką ambicją Króla było bycie byczym biznesmenem. Wiele on wagi przykładał do obserwacji słupków targowych i wyciągów ze skarbca bankowego. Ważne miejsce w sercu Króla zajmowali handlowcy, gdyż jak Król sądził, to ich ciężka praca przyczyniała się do napełniania królewskiego skarbca. Nie wiedział jednak Król o pewnych ważnych wydarzeniach, które miały miejsce w firmowym chlewiku.

Zamieszanie w chlewiku

Chlewik jak powszechnie gawiedzi wiadomo, zamieszkują wszelkiej maści nerdy. Spośród nich najliczniejsze stadko wśród królewskiej trzody stanowią programiści. Król widywał programistów czasem podczas dorocznego przeglądu swoich dóbr. Schodził wtedy do chlewika i łaskawym spojrzeniem nagradzał swoich wiernych poddanych.

Programiści przyuczeni uprzednio przez swych bezwzględnych poganiaczy, odrywali się wtedy od pracy. Niby to z zainteresowaniem, niby z podziwem, wpatrywali się w Króla, nasłuchując każdego jego słowa. Król nie mówił w takich sytuacjach o niczym szczególnie mądrym, gdyż uważał, że mądrych rzeczy programiści pojąć nie są w stanie.

Zupełnie inaczej sprawy się miały podczas tajnych spotkań z ulubieńcami Króla - handlowcami. Raz nawet nieroztropnie, podczas jednego z takich spotkań, Król ujawnił swoje kontrowersyjne poglądy i nadmienił, iż każdego programistę można z powodzeniem zastąpić skończoną ilością żaków. Nie spodziewał się Król zgubnych następstw tego drobnego niemalże przejęzyczenia.

Dratewka

Królewskie przejęzyczenie pewnie nigdy nie wyszłoby na jaw, gdyby nie Szewczyk Dratewka. Historia była dla niego łaskawa i wszyscy myślą, że był on słynnym szewcem co to smoka załatwił. To jednak nie do końca prawda. Smok faktycznie padł, ale nie po nadziewanej owcy, lecz po usłyszeniu rozpowiadanych przez Dratewkę plotek. Bo musicie wiedzieć, że Dratewka był strasznym plotkarzem! Strasznym! Ostatnia plotkarska szmata, mówię wam! A tak poza tym był on też królewskim przedstawicielem handlowym, co nie wróży dobrze tej opowieści.

Dratewka oczywiście był obecny podczas pamiętnego spotkania z Królem. Można w zasadzie powiedzieć, że był on obecny zawsze i wszędzie gdzie można było coś podsłuchać. Im bardziej programiści starali się Dratewki unikać, tym bardziej był on obecny. Jednak jego największą specjalnością, zaraz po turbo plotkach, było podpisywanie z królewskimi kontrahentami niemożliwych umów. Zawieranie w umowach absurdalnych zapisów, które druzgotały programistów, nie wynikało ze złośliwości. Po prostu zamiast przykładać się do swojej pracy i starannie spisywać umowy wszelakie, Dratewka najzwyczajniej w świecie kopiował dokumenty, przygotowywane kilka lat wcześniej przez jego bystrzejszych kolegów. I musicie wiedzieć, że nie robiły na nim najmniejszego wrażenia zawarte tam wymagania techniczne, które zapewne w czasach gdy były spisywane miały jakiś sens.

The end game

Dratewka, jak to zwykle w czwartki (nie żeby nie robił tego w pozostałe dni tygodnia) przechadzał się po chlewiku, bo czasu miał jak zwykle w nadmiarze. I właśnie wtedy, niby to od niechcenia, niby dla upewnienia się, zapytał napotkanych w kuchni programistów “Ej dziewczęta, ale ten nasz system to oczywiście pójdzie na Internet Explorer 5.5? Bo wiecie, że mamy to w umowie, co nie?! A w ogóle to Król mówi, że można was na luzie zastąpić studentami…”

Niefortunnie, okno w kuchni było otwarte, a tam pod tym oknem, jak zwykle, stał sobie Smok i kopcił szluga, bo za to mu w końcu płacili. Co innego mógłby robić szanujący się smok w poważanej firmie? Chcąc nie chcąc usłyszał dratewkowe rewelacje i tu relacje są niespójne. Jak powiadają jedni, w wyniku spazmatycznego śmiechu, a jak zapewniają inni, z przejęcia, Smok zaciągnął wielkiego bucha... i pękł. Patolog w swoim raporcie, nazwał to jakoś inaczej, było tam coś o płucach, sercu i mózgu, ale kto by wierzył w te naukowe dyrdymały.

Krótko po tych wydarzeniach programiści wstali i wyszli i tyle ich widziano. Podobno rozleźli się po okolicznych software housach i pokątnie żartują z czasów spędzonych w chlewiku. Dratewka niezmiennie kopiuje stare umowy i opowiada co czwartek jak to palenie szkodzi zdrowiu. A Król zarządził zatrudnienie skończonej ilości studentów i włada szczęśliwie firmą po dziś dzień.

Koniec.

Tekst ma charakter satyryczny, a wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe.