Social media i SEO na praktycznym przykładzie

Tytuł jest szumny, ale aż tak ambitnie nie będzie. W tym tekście postaram się na przykładzie jednego z moich postów opisać, jak poszczególne działania wpłynęły na pozyskiwanie czytelników.

Post o certyfikacji & Analytics

Na początku maja opublikowałem post o tym, jak przygotować się do egzaminu PSM I. To mój, jak na razie, jedyny tak merytoryczny artykuł, skoncentrowany na zdobywaniu wiedzy przydatnej w pracy. Wyszło to naprawdę nieźle i otrzymałem sporo pozytywnego feedbacku (za który jeszcze raz dziękuję). Przełożyło się to też na ilość odwiedzin na stronie - ten jeden post wygenerował większy ruch na stronie niż wszystkie dotychczasowe razem wzięte. Oczywiście nie udało by się to bez social mediów, ale o tym za chwilę. A jak już jestem przy samopoklepywaniu się po plecach, to dodam jeszcze, że fajnie było gościć kilkunastu odwiedzających jednocześnie (w szczytowym momencie ponad dwudziestu). Są takie momenty w mojej blogerskiej karierze, kiedy Google Analytics to moje ulubiona gra komputerowa.

Jeśli chodzi o Analyticsa to warto sprawdzać, jaki jest przepływ odwiedzających na stronie. W większości przypadków odwiedzający trafiają przez link do konkretnego artykułu, kliknięty na social mediach i... od razu wychodzą, bo nie znaleźli tam darmowych bitcoinów i czekolady. Ale ta część odwiedzających, która zna co najmniej samogłoski, klika zazwyczaj coś w menu i zwiedza - i to może być dla nas sygnał, do przebudowania menu, otagowania tekstów w inny sposób itp. Nazwa Analytics zdecydowanie jest nieprzypadkowa.

Linkedin & aktualizacja stopki

Po napisaniu posta o certyfikacji, zdecydowałem, że to już najwyższa pora pochwalić się blogiem i tym konkretnym artykułem na Linkedin. Ze względu na swój merytoryczny, branżowy charakter, ten konkretny tekst pasuje tam idealnie. W związku z tym stwierdziłem, że warto również, aby blog był podpisany jako mój własny. W sumie nigdy nie planowałem prowadzenia bloga anonimowo, ale odpalając Kodziwo chciałam najpierw zbadać teren i wydeptać swój kawałek Internetu. Zbadane, udeptane, podpisane, elo!

LinkedIn świetnie się sprawdził jako medium promujące stronę. Zamieszczony tam post zebrał prawie dwadzieścia lajków (w tym także od osób spoza mojej niewielkiej grupy kontaktów) oraz przewinął się przez ponad tysiąc trzysta tablic, co przełożyło się na dosyć mocno rozciągnięte w czasie odwiedziny na mojej stronie.

Reklama na Facebooku vs grupy tematyczne

Przy okazji posta o certyfikacji postanowiłem zaspokoić moją ciekawość i spojrzeć na FB od strony reklamodawcy, promującego swój kontent. Pewnie fejsbukowe reklamy świetnie się sprawdzają w większej skali, przy większych budżetach, ale na moim małym kodziwowym podwórku to nie ma najmniejszego sensu. Facebook co prawda, generował statystyki ze skuteczności reklamy, ale zupełnie nie przekładało się to ani na odwiedziny na stronie, ani nawet na lajki pod postem. Słabo.

Zupełnie inaczej sprawy się mają jeśli chodzi o grupy tematyczne. Tutaj swoim doświadczeniem wspomogła mnie Pani Domu, która zresztą od dawna wierciła mi dziurę w brzuchu, że to tam powinienem promować Kodziwo. Powiem krótko: grupy na fejsie to jest torpeda. Są tam ludzie, którzy faktycznie interesują się danym tematem, otwierają link, czytają i komentują. Niektórzy czepiają się i próbują udowodnić, że twoja kung fu nie dość dobra, ale trzeba po prostu się z tym liczyć - że będą się czepiać i że tak od stu lat działają Internety. Podsumowując, post na grupie wygenerował największy ruch, ale też największą frustrację - nie jestem typem osoby, która lubi toczyć w Internecie boje o wyższość Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy.

Firmowy intranet

Jeżeli Wasz pracodawca daje taką możliwość, to jak najbardziej warto z niej skorzystać. W mojej firmie intranet jest zbudowany w oparciu o SharePoint, korzystamy też z sieci Yammer. W skrócie: zebrałem konstruktywny feedback, miałem też okazję pogadać z osobami, których wcześniej nie znałem. W porównaniu do FB i Linkedin, wygenerowany ruch był stosunkowo niewielki (bo i grupa dotarcia mniejsza), ale w tym wypadku walory są innej natury. Jednym słowem: spoko.

Co na to Google?

Biorąc pod uwagę fakt, że Scrum i certyfikacja to tematy obszernie opisywane w Internetach, nie przypuszczałem, że mój tekst w ogóle się załapie. Tym bardziej cieszy, że dla fraz “professional scrum master egzamin” oraz “professional scrum master certyfikat” Kodziwo załapało się na trzecią stronę wyników wyszukiwania, co jest całkiem niezłym rezultatem jak na stronę, która ogólnie o Scrumie za bardzo nie jest. Myślę też, że jest to dowód na to, że to kontent robi SEO (jeśli nie chcemy za SEO płacić).

Google Search Console

Jeśli mowa o pozycji w indeksie Googla, to muszę wspomnieć jeszcze o tym narzędziu. Nawet w przypadku małej strony, jak Kodziwo, warto czasem zajrzeć do Search Console i sprawdzić, czy wszystkie linki zostały prawidłowo zindeksowane. Może się zdarzyć, że robot indeksujący sprawdzając naszą stronę trafi tam w nie najlepszym momencie i stwierdzi, że strona ładuje się zbyt długo, a on zupełnie nie ma na to teraz czasu. Przyczyn może być kilka: przebudowanie cache strony, problemy po stronie dostawcy hostingu itp. Niezależnie od przyczyny trzeba monitorować zakładkę Index - Stan i weryfikować błędne oraz wykluczone linki. Szczególnej uwadze polecam kategorię Strona zeskanowana, ale jeszcze nie zindeksowana. Dzięki Search Console można też, między innymi sprawdzić, na jakich innych strona zostaliśmy polinkowani (zakładka Linki). I nie muszę chyba pisać, że poprawna mapa strony to taki must-have.

Disclaimer

Za skorzystanie z opisanych powyżej doświadczeń żadnej odpowiedzialności wziąć nie mogę, gdyż z całą pewnością specjalistą od SEO/SM nie jestem i jeszcze długo nie będę. Kodziwo.pl to dla mnie nadal ciekawy eksperyment, fajnie jest obserwować jak nasz mały kawałek Internetu wpływa na Internety globalnie. Jeżeli natomiast znaleźliście tu coś ciekawego dla siebie, to zachęcam do zostawienia gdzieś w social mediach lajka albo komentarza bo zasięgi same się nie zbudują.

Pozdrawiam.